Ostatni rok istnienia GIMNAZJUM postanowiliśmy uczcić w sposób niezwykły. Nasze doświadczenie wielu lat wypraw po Europie, wskazało nam jedyny, właściwy kierunek – Skandynawia. Powtórzmy to, co było najpiękniejsze, to o czym godzinami przez ostatnie piętnaście lat mówiliśmy przy różnych okazjach wspominkowych.

Tuż po zakończeniu roku szkolnego, w sobotni wieczór (22 czerwca) weszliśmy na pokład autokaru w liczbie 49 uczestników wycieczki i czterech opiekunów. Nocny przejazd do portu Rostock, wchodzimy na prom i dwie godziny rejsu na duńską wyspę Zelandia. Pod pięknym i długim mostem, na łonie natury  śniadanie, by po godzinie jazdy zwiedzać dawną stolicę Danii – Roskilde. Klimatyczne uliczki o niskiej zabudowie, monumentalna w tym krajobrazie katedra i cisza niedzielnego południa. Kolejny przystanek to Helsingor, miasto nad Cieśniną Sund, z brzegu której widać już Szwecję. A w tym mieście wielki zamek Kronborg, który był naszym celem. I tu niespodzianka, dojście do zamku utrudniają nam tysięczne rzesze triathlonistów, gdyż właśnie w tym dniu rozgrywane są zawody rangi Mistrzostw Europy Iron Men. Gdy już dotarliśmy i zobaczyliśmy dostępne atrakcje, wjechaliśmy na kolejny prom do szwedzkiej części – Helsingborga, by wieczorem dotrzeć do hotelu w Göteborg. Ale jak zasnąć, gdy za oknem pomimo późnej pory dnia ciągle jasno!

Rankiem po pysznym śniadaniu ruszyliśmy na zwiedzanie drugiego co do wielkości szwedzkiego miasta Göteborg – znaczącego nadbałtyckiego portu. Wielka przeszłość zauważalna w ciekawych zabytkach architektury, nowoczesne centrum handlowe, opera, port wojenny z licznymi okrętami i wiele innych wartościowych obiektów. Podczas jazdy autostradą na północ, towarzyszyły nam krajobrazy skalno-leśne, typowe dla obszarów polodowcowych. Po kilkudziesięciu kilometrach zatrzymaliśmy się w Tanumshede, miejscu, gdzie odkryto ryty naskalne z epoki brązu, gdzie odtworzono siedziby i gospodarkę ludzi z tamtej epoki. Po przekroczeniu granicy z Norwegią, udaliśmy się na krótką wizytę w Oslo, w nowoczesnej dzielnicy biznesowej, w celu dokonania wymiany waluty europejskiej na korony norweskie. Potem sto kilometrów na kolejny nocleg w schronisku w Gjovik. Schronisko, ale standard dobrego, europejskiego hotelu, czyste pokoje z łazienkami, wygodne łóżka i widoki za oknem przez całą jasną noc.

Wtorkowy ranek nad wodami jeziora Mjosa (największego w Norwegii) przywitał nas deszczem, niskimi temperaturami i kolejnym smacznym śniadaniem na „szwedzkim stole”. Po nim raczej powoli jak na możliwości autobusu, udaliśmy się na zachód w stronę Bergen. Przejechaliśmy potężny płaskowyż Hordaland, złożyliśmy pokłon trollom, które dumnie z wysokości obserwowały naszą podróż. Lekko zmarznięci, gdyż na tej wysokości nadal leżał śnieg, a właściwie jego płaty, po przejechaniu kilkunastu kilometrów ukazał się nam widok trudny do opisania, rozcięta wodami szczelina i wodospad Vøringfossen. Nowoczesne tarasy widokowe pozwoliły nam obejrzeć to cudo z każdej strony i zrobić bardzo dużo zdjęć, które pokazały całe piękno tego miejsca w promieniach słońca, za co naturze dziękujemy. Z wysokości ponad 1000 metrów, musieliśmy zjechać na poziom morza, czyli nad wody fiordu Eidfiord, poprzez system mrocznych tuneli drogowych, skracających nam drogę przez wysokie partie Gór Skandynawskich. Wieczorem dotarliśmy do Bergen i na jedną noc zamieszkaliśmy w międzynarodowym towarzystwie z wielu kontynentów w schronisku młodzieżowym Montana. Należy w tym miejscu dodać, że jest ono położone wysoko nad miastem, z widokiem na Bergen i otaczające wody Morza Norweskiego.

Ranek kolejny w Bergen był bardzo ponury z racji chmur, które swą podstawą zeszły na kilkadziesiąt metrów nad miasto. Udaliśmy się po śniadaniu niezmiennie smakowitym na zwiedzanie drugiego, co do wielkości miasta Norwegii – Bergen. Miasto pachnie rybami, starym drewnem i jest śliczne, zwłaszcza znana na całym świecie dzielnica Bryggen – stare nadbrzeże z drewnianymi budynkami pomalowanymi na ciepłe kolory. W sklepikach i w centrum handlowym przekonaliśmy się, że opowieści o cenach produktów podstawowych do jedzenia i pamiątek, nie są przesadzone – one są nierealne, bardzo słabo dostępne na tzw. naszą kieszeń. Trudno, za to powietrze czyste i widoki piękne. W okolicy godzin południowych, ruszyliśmy w drogę powrotną do Gjovik, ale całkiem inną trasą, położoną bardziej na północ. Nie była ona nudna, a wręcz przeciwnie, niektóre miejsca okazały się być niesamowite. Jeden z najwyższych wodospadów świata, spadający z płaskowyżu Stalheim, liczący ponad 700 metrów wysokości – wodospad Kjellfossen czy wręcz bajkowy widok na Nærøyfjord w Gudvangen. Przejazd przez najdłuższy w Europie a może i na świecie lądowy, podgórski  TunelLærdal – 24,5 kilometra, we wnętrzu którego wyrąbano w skale trzy potężne parkingi, na którym nasz długi autobus spokojnie mógł zawrócić! W miejscowości Borgund mogliśmy z bliska oglądać jeden z nielicznych już starych kościołów norweskich – stavkirke, cały z drewna, zbudowany bez gwoździ, setki lat temu. Było ich około 1000 – pozostało 30. Wieczorem szczęśliwi wróciliśmy do Gjovik na nasz ostatni nocleg na norweskiej ziemi.

Czwartkowy, słoneczny ranek, pyszne (kolejne) śniadanie i ruszamy do Oslo, stolicy Norwegii. Pierwsze kroki kierujemy do Muzeum Łodzi Wikingów, gdzie są eksponowane trzy autentyczne łodzie z X wieku.  Park rzeźb i muzeum z ekspozycją dzieł Gustava Vigelanda, ponad dwieście rzeźb w brązie i granicie prezentujących postaci ludzkie w przeróżnych pozach. A potem ruszyliśmy piechotą w miasto – Pałac Królewski, Teatr Narodowy, Parlament, Katedra, ratusz, w którym wręczana jest pokojowa Nagroda Nobla, nowoczesny gmach Opery Narodowej. Na deser dnia w Oslo zostawiliśmy wizytę na najsłynniejszej skoczni narciarskiej świata, kolebce skoków – Holmenkollenbakken. Nowoczesna w kształcie i rozwiązaniach technicznych skocznia, góruje nad całym miastem, z niej rozciąga się piękny widok na fiord, nad którym jest położone Oslo.

Z łezką w oku opuściliśmy naszym autobusem piękną Norwegię i cała noc jechaliśmy przez południową Szwecję do stolicy Danii – Kopenhagi, gdzie zawitaliśmy o bardzo młodej, rannej godzinie. Po obowiązkowych czynnościach toaletowych i niestety skromnym śniadaniu, ruszyliśmy na dziewięciogodzinny spacer po mieście. Pierwszym celem była syrenka z bajki J.Ch. Andersena – symbol Kopenhagi, usadowiona na kamieniu nad brzegiem morza. Kolejne miejsca to Amalinborg, Pałac Królewski i stary port a obecnie szalenie modna dzielnica Nyhavn, gdzie skorzystaliśmy z godzinnego rejsu po morzu i kanałach stolicy Danii. Handlową i turystyczną ulicą Stroget doszliśmy do ratusza i parku Tivoli, by w tej okolicy spędzić czas wolny, po którym został nam już tylko marsz do autobusu i droga przez Niemcy do domu. Noc była męcząca, niewygodna, dla kilku uczestników bezsenna. Ale te sześć dni dla każdego pozostaną do końca życia niezapomniane.

A my, organizatorzy, pomimo likwidacji GIMNAZJUM, pracujemy w innych szkołach i już wiemy – po następnym roku szkolnym, może w mocno zmienionym składzie – działamy dalej, bo warto dla Was dzieciaki to robić, organizować i zwiedzać, póki nam się chce. W przyszłym roku jedziemy na południe do Włoch, a w szczególności do północnej części tego pięknego kraju – Lombardii i Piemontu, wielu miast o unikatowej średniowiecznej i renesansowej urodzie, do Ligurii oraz parku rozrywki Mirabilandia!!!

Do zobaczenia na wycieczce w 2020 roku…

Piotr Farej