Rok 2008 – wyprawa w jeden z ostatnich rejonów Europy, gdzie jeszcze nas nie było – antyczna Grecja.
To bardzo daleko, więc podróż trwała naprawdę długo. Najpierw wschodnie wybrzeże Italii – plażowanie i nocleg w Rimini nad Adriatykiem. Później w drodze do Bari wizyta w Loreto, miejscu kultu maryjnego, gdzie znajduje się Święty Domek przechowujący nazaretański dom Maryi. Kolejnej nocy na pokładzie promu, z Bari dopłynęliśmy do Igumenicy na greckim wybrzeżu.
Grecja przywitała nas pięknym wschodem słońca, pysznym śniadaniem pod chmurką w towarzystwie zwisających z drzew na parkingu dużych pajęczaków. Po kilku godzinach przebijania się przez górzystą część Grecji przejechaliśmy przez przepiękny i nowiusieńki most nad Zatoką Koryncką, by zwiedzać starożytny Korynt. Tam też po południu zjedliśmy delicje prostej i zdrowej kuchni greckiej, czyli sałatkę grecką, popitą pysznym sokiem pomarańczowym. I w końcu pierwszy nocleg w hotelu nad samym Morzem Egejskim. Cieplutka woda i kąpiel przy zachodzącym słońcu.
Nazajutrz Ateny – stolica Grecji, gdzie na każdym kroku spotykaliśmy się z przeszłością znaną z kart podręczników – Akropol, Propyleje, Partenon, Stadion Olimpijski, teatr Dionizosa, Świątynia Zeusa, grecka Agora, rzymskie Forum – dość. Czas na orzeźwiający posiłek – czyli znowu sałatka grecka w kafejce z wodotryskiem skierowanym na nasze stoliki, bo parę metrów dalej na słońcu temperatura dochodziła do 40°
w cieniu.
Kolejny dzień to podróż do Kalambaki, klima w autobusie chodzi na maksa, my spóźnieni (nie wnikajmy dlaczego) oglądamy Meteory – cud natury, fantastyczne formacje skalne zwieńczone klasztorami.
Na koniec pobytu w słonecznej Grecji, po noclegu u stóp majestatycznej i zamglonej góry Olimp, zwiedziliśmy Saloniki – stolicę greckiej Macedonii, by przez Macedonię, Serbię dotrzeć rankiem do Budapesztu – to tak na deser tej pięknej wyprawy.