Europa Park – Francja – Hiszpania (Katalonia)

Osiemnasta wycieczka zagraniczna organizowana przez nasze Gimnazjum od początku istnienia szkoły, zaprowadziła nas do Katalonii. Bardzo długa trasa przejazdu na tereny północnej Hiszpanii, została podzielona na etapy, aby młodzież nie odczuła zbytniego znużenia jazdą. Najnowocześniejszy model Mana, spełniający najwyższe normy europejskie oraz fantastyczni kierowcy spowodowali, że czas przejazdu był miły i bardzo wygodny. Po spokojnej nocy z niedzieli na poniedziałek, rankiem  zaparkowaliśmy w Rust, w południowo-zachodnich Niemczech, przed bramami największego niemieckiego parku rozrywki Europa Park. Wybór dnia nie był przypadkowy, gdyż początek tygodnia miał być dniem z mniejsza ilością zwiedzających. Niestety, kolejki na najpopularniejsze kolejki zabierały nam po kilkadziesiąt minut. Ale warto było poczekać, by zmierzyć się z prędkością Wodana, wysokością Silver Stara, ciemnościami Euro Sata i innymi atrakcjami. Wieczorem zakwaterowaliśmy w hotelu F 1 w Colmar, w pobliżu ronda, na którym stała replika Statui Wolności z Nowego Jorku, której autor pochodził właśnie z tego miasta. Po wczesnej pobudce udaliśmy się na zwiedzanie historycznej części Colmar, z pięknymi budynkami wykonanymi z muru pruskiego, położonymi nad kanałem, co razem tworzyło klimat Wenecji, tylko troszkę inaczej. W tym dniu musieliśmy przejechać około 700 kilometrów, by dostać się na południe Francji, dlatego jedynym naszym dłuższym postojem była wielka francuska metropolia Lyon. Krótki spacer po mieście i kolejny, bardzo ważny dla naszych uczniów punkt – wizyta w sklepie Primark, nieobowiązkowe, ale jednak miłe i tanie zakupy dla większości stały się faktem. Kolejny nocleg, także w hotelu F 1 w Nimes – upalna, burzowa noc, rano sympatyczne śniadanie na słodko z bagietką w tle i jedziemy dalej. We wczesnych godzinach przedpołudniowych dotarliśmy do Narbone, małego miasta w południowej Francji, gdzie zachowała się średniowieczna zabudowa ze śladami Imperium Rzymskiego oraz katedra St. Just – olbrzymich rozmiarów, ale to jedynie prezbiterium gigantycznej świątyni, którą planowano zbudować. Po południu przekroczyliśmy w końcu granicę francusko-hiszpańską i wjechaliśmy przez podnóża Pirenejów do Katalonii. Pierwszym miejscem, które zwiedzaliśmy była Girona, położona nad rzeką Onyar, z piękną dzielnicą żydowską, wpisaną na listę UNESCO. Po zwiedzaniu i lekkim posiłku typowo katalońskiego jedzenia dojechaliśmy do Lloret de Mar, by na najbliższe trzy noce zadomowić się w luksusowym hotelu Don Juan – pokoje dwuosobowe, wielkie, wygodne łóżka, klimatyzacja, łazienka, balkon, TV itp. Ponadto śniadania i obiadokolacje na wielkiej sali, które to posiłki pozwoliły wielu uczestnikom zaznajomić się ze szwedzkim stołem i wielką różnorodnością kuchni hiszpańskiej – smacznej i wyjątkowo dostatniej. W czwartek, po spokojnej nocy, ruszyliśmy na poznawanie Katalonii od jej wnętrza. Pojechaliśmy w głąb lądu, by zobaczyć inną, pozbawioną blichtru miejscowości turystycznych, prawdziwą, klimatyczną Katalonię. Miejscowość Cardona, 80 kilometrów od brzegu morza, z kopalnią soli we wnętrzu góry i górującym nad całym miasteczkiem zamkiem, przekształconym na Parador – czyli luksusowy hotel. Następnie drogą na południe dojechaliśmy do Tarragony – najbardziej rozwiniętego miasta na terenie Hiszpanii z czasów rzymskich, gdzie każdy z nas zapamięta ruiny rzymskiego amfiteatru i cyrku, średniowieczną starówkę z wąskimi uliczkami i wspaniała katedrą. Kolejny dzień – piątek przyniósł wyczekiwany przez wielu uczestników całodniowy pobyt w Barcelonie. Niewiarygodna, niepowtarzalna Sagrada Familia, spacer po Parku Guell, Plac Hiszpański, czas wolny na La Rambla, Stary Port, ogród botaniczny z niezliczoną ilością kaktusów i w końcu to, na co czekała nie tylko męska cześć wycieczkowiczów – stadion Camp Nou ukochanej dla większości drużyny FC Barcelona. Szkoda, że właśnie w tym dniu był rozgrywany mecz charytatywny pomiędzy weteranami FC Barcelony i Manchesteru United, gdyż ta sytuacja nie pozwoliła nam zwiedzić szatni i wejść na murawę stadionu. A w sobotę płynęliśmy stateczkiem wzdłuż słynnego wybrzeża Costa Brava z Lloret do Tossa de Mar. Widzieliśmy przez specjalnie oszklone dno statku bogaty świat ryb Morza Śródziemnego. Spacerowaliśmy średniowiecznymi uliczkami tej urokliwej nadmorskiej miejscowości, otoczonej średniowiecznymi murami z górującym zamkiem i latarnią morską na szczycie skalnego brzegu. Przez kilka godzin korzystaliśmy ze słońca na plaży w Tossa, kąpiąc się w bardzo słonej wodzie i zajadając się miejscową pizzą i lodami. Po południu, zaopatrzeni w suchy prowiant, wyruszyliśmy w najdłuższą z dotychczasowych tras, jakie przejechaliśmy, ponad 2000 km drogi do Polski, przez Francję i Niemcy, by po dwudziestu czterech godzinach ujrzeć nasze kochane miasto i przywitać się z rodziną.